Podróż mam już za sobą i muszę stwierdzić, że wbrew obawom,  była całkiem znośna. Najgorsze miało być 10,5 godziny z Frankfurtu do Bangkoku, a okazało się, że był to bardzo przyzwoity przelot. Sytuację uratował Airbuss A380-800, w którym latanie nawet  klasą ekonomiczną sprawia dużą przyjemność.

A taki jego opis można znaleźć internecie:

Rozmiary samolotu:
Długość: 72m
Wysokość: 24m
Rozpiętość: 79m

Airbus A380 to podobno samolot marzeń, największy pasażerski, czterosilnikowy samolot świata. Twierdzą, że na jego skrzydłach mogłoby zaparkować ponad 20 samochodów osobowych. Jego zasięg to 15.000 km.

Jeśli ktoś się takimi rzeczami interesuje to wrzucam link do tego, którymi lata Lufthansa: http://www.lufthansa.com/pl/pl/Plan-miejsc_A380-800 i którym to miałam przyjemność przylecieć do Bangkoku. Mam nadzieję, że będę nim także w marcu wracać 🙂

Wyspa Phuket przywitała mnie widokiem zachodzącego słońca. Na dole zapadał już zmierzch.

Taksówka, czekająca na mnie przed lotniskiem na Phukecie dowiozła mnie do miejsca mojego nowego zamieszkania przez najbliższe miesiące. Jest to miejsce, zwane The Trees Resort Club, znajduje się w pobliżu Kamala Beach. To tutaj w 2004 roku nastąpiło największe uderzenie azjatyckiego tsunami i to tutaj stanął pomnik upamiętniający ludzi, którzy stracili życie w tej tragedii.

Na bardzo dużym terenie hotelowym, gdzie oczywiście znajduje się przede wszystkim resort wypoczynkowy, wybudowano także dwa-trzy budynki, które podzielono na różnego rodzaju apartamenty, wykupywane i wynajmowane przez prywatnych właścicieli.  Trafiłam właśnie do jednego z nich. Jest to praktycznie studio z aneksem kuchennym, łazienką i dużym tarasem o wielkości ok. 50 m. Jeśli chodzi o mnie – wystarczy.

W mieszkaniu mam wszystko, co potrzeba, żeby spokojnie przeżyć. A jak któregoś dnia, będę miała już dosyć ryżu i kluseczek, to tym razem, będę mogła sobie kupić kartofelki i sama ugotować je na kuchence 🙂 To właśnie kartofelków brakowało mi najbardziej podczas poprzedniego pobytu 🙂

Całe to miejsce jest otoczone wzgórzami pokrytymi zielenią. Pod moimi oknami rosną kokosy a do snu kołysały mnie cykady i jaszczurki. I jak myślicie, co wślizgnęło mi się już pierwszego wieczoru na taras i bez czego moje bytowanie gdziekolwiek nie miałoby chyba sensu ? 🙂 🙂 🙂

Wślizgnęło się i już zostało 🙂 I żeby nie było – nie przyjmuje jedzenia tylko mizianie 🙂

No i pierwsze śniadanie w przyjemnym otoczeniu.

Dzisiaj był dzień organizacyjny. Zdobywanie dostępu do internetu, jakieś zakupy (to nie hotel, to mieszkanie, więc pewne rzeczy muszę kupić sama), adaptacja do nowego miejsca. Oczywiście znowu problem z różnicą czasową i przestawianiem się na zasypianie przynajmniej o 19.00 naszego czasu 🙂 Przypominam, że tutaj jest wtedy 1.00 w nocy. Znowu to zajmie chwilę 🙂

Jutro idę zobaczyć plażę.