Cztery i pół miesiąca zleciało jakby biczem trzasnął. Pora wracać do domu. Ostatnia noc w ulubionym hotelu, wieczorne pogaduchy z ulubionym właścicielem, wspólna ostatnia kolacja. Za trzy godziny lot do Bangkoku a potem dwunastogodzinny lot do Frankurtu. W poniedziałek rano melduję się w Warszawie. I tak kończy się moja druga wyprawa do Azji. Za mną znowu moc wrażeń i nowych znajomości. Zostawiam tu kilka bardzo przyjaznych serc i razem wierzymy, że jeszcze się spotkamy. Do widzenia Tajlandio 🙂