Kierunek coraz bliżej południa Sri Lanki. Tym razem z Kandy ruszyłam do Hatton. Wszelkie autobusy zastąpił osławiony pociąg, jazda którym miała podobno zachwycać oczy wspaniałymi widokami. No cóż, na trasie do Hatton jakoś tego specjalnie nie doświadczyłam. Ale po kolei.

Na dworcu w Kandy, bez najmniejszych problemów kupiłam bilet i niepotrzebnie przesiedziałam na dworcu ponad półtorej godziny, ponieważ dostałam informację, że muszę być na nim dużo wcześniej z uwagi na spore kolejki. Nie była to prawda. Do kasy byłam druga. Kupiłam bilet na drugą klasę, ponieważ na pierwszą, bilety rozprowadzają wyłącznie agencje turystyczne i to za duże pieniądze. Otrzymałam informację, że bilet nie gwarantuje miejsca siedzącego. Jak się później okazało, to akurat było prawdą.

Dworzec nie był zbytnio przepełniony więc zrodziła się nadzieja, że może jednak uda się jakoś tę podróż pokonać w miarę normalnych warunkach. Kiedy nadjechał pociąg z Kolombo, okazało się, że te nadzieje były całkiem płonne. W pociągu było czarno i gęsto od pasażerów. Dobrze, że udało mi się do niego wsiąść. Ponad 3 godziny stałam w przedziale, czując jak kręgosłup powoli mi zaczyna pękać, a nogi lekko odmawiają posłuszeństwa. Jednocześnie, podziwiałam się w głębi duszy za swoją przezorność i umiejętność planowania podróży. Podróż tym pociągiem zajmuje z Kandy do Ella ok. 8 godzin. Gdybym od początku nie rozłożyła jej sobie na raty, nie wiem jakim cudem w tych warunkach dałabym radę tę drogę przeżyć. Pociąg był zatłoczony po brzegi, a wbrew czytanym opiniom, Lankijczycy nie są aż tak uprzejmym narodem, żeby ustąpić komuś miejsca. Może, gdzieś później ktoś by wysiadł na trasie, a może musiałabym przestać tę drogę do samego końca. W tym układzie mój pęd do organizowania sobie wszystkiego po swojemu, wbrew cudzym rekomendacjom, okazał się być najlepszym wyjściem z tej sytuacji.

Trasa z Kandy do Ella jest najbardziej rekomendowaną podróżą na Sri Lance, budzącą podobno zachwyt widokiem na całej jej długości. Wszyscy twierdzą, że jest to najlepsza atrakcja i że koniecznie trzeba to przeżyć.

Nie wiem jak by to wyglądało z Hatton do Ella, ale z Kandy do Hatton droga jest według mnie bardzo przereklamowana. Pociąg jedzie głównie w wysokich tunelach pokrytych trawami i od czasu do czasu pojawia się jakaś przerwa. Jest ona na tyle krótka, że trudno zrobić nawet jakieś zdjęcie. Poza tym, żeby zrobić jakieś dobre ujęcie, należałoby siedzieć i to najlepiej przy oknie. Na stojąco, w trzęsącym się pociągu, jest to raczej utrudnione.

Na dworcu w Hatton, gdzie wysiadłam z dużą przyjemnością, czekał już na mnie właściciel miejsca, które sobie w międzyczasie zarezerwowałam. Jechaliśmy tuk-tukiem coraz wyżej i wyżej. W końcu zaparkowaliśmy przed czymś, co u nas w Polsce, nazwalibyśmy agroturystyką. Jeden, jedyny pokoik do wynajęcia przy rodzinie, z oddzielnym wejściem i udostępnionym tarasem. Skromnie urządzony za to z wielkim łożem pod moskitierą i bardzo sympatyczną łazienką. Otoczenie malownicze a gospodarze przeuroczy. Obydwoje mówią dobrze po angielsku, więc spędziliśmy sporo czasu na popołudniowych pogaduszkach, tym bardziej, że zaczęło padać i tego dnia już nic więcej nie można było zrobić.

Wspaniali ludzie, rewelacyjne jedzenie, przemiła rodzinna atmosfera. Posiłki jakie tu dostawałam na kolację i śniadanie przekraczały moje możliwości żywieniowe. I wszystko było przepyszne.

Drugiego dnia zostałam zabrana na siedmiogodzinną wycieczkę dookoła Hatton. I tego się nie da opowiedzieć słowami. Herbaciane pola, wodospady, góry, zbiorniki wodne i znowu herbaciane pola. Niesamowite wrażenia, po których stwierdziłam, że nic lepszego na trasie pociągu z Hatton do Ella z pewnością już nie zobaczę. Samotne podróżowanie daje właśnie takie cudowne możliwości, że nagle dotychczasowe plany, spokojnie mogą ulec zmianie. I tak właśnie się stało 😃