Mijają praktycznie już dwa miesiące od mojego przyjazdu do Tajlandii i pora wyruszyć w drogę, żeby móc przedłużyć moją wizę o następne dwa miesiące. Tym razem lecę zobaczyć co nieco w Kambodży. Miasto docelowe to Siem Reap i przede wszystkim osławione Ankorak. O 3.30 z wtorku na środę, właściciel mojego domku zabiera mnie na lotnisko. O 6.00 rano wylatuję z Phuket. W Siem Reap jestem o 7.30 i oczywiście pierwszy zong. Obiecanego przez hotel kierowcy nie ma na lotnisku i nikt na mnie nie czeka. No cóż, biorę tuk-tuka i za 15 minut jestem w hotelu, gdzie mnie bardzo przepraszają i obiecują bezpłatny dowóz na lotnisko w drodze powrotnej.

Po krótkim wypoczynku w hotelu biorę głęboki oddech i wychodzę na ulicę. Głęboki, bo już jadąc do hotelu, coś niecoś wpadło mi w oczy. Dopiero teraz mam wrażenie, że dotarłam do tej prawdziwszej części Azji. Ulica, przy której jest mój hotel nie należy do najgłówniejszych, ale jest wystarczająco duża i ruchliwa, żeby złapać pierwsze wrażenia 🙂 O asfalcie na jezdni raczej można zapomnieć, a o chodnikach nie ma nawet co wspominać 🙂 Przeciskam się praktycznie pomiędzy straganami, samochodami, skuterkami. Kurz, nieprawdopodobny bałagan wszędzie, brud. Stragany z owocami, warzywami, mikroskopijnymi małżami otoczonymi w czymś tam poprzeplatane stoiskami z telefonami różnych marek i sklepikami z chińszczyzną. Hałas, wszyscy na wszystkich trąbią, na moich oczach, potrącona na skuterze dziewczyna, przewraca się na środku tej drogi.

Wchodzę do czegoś, co ma chyba przypominać dom handlowy. W nim stragany z ciuchami, pościelą, butami, mieszają się ze stoiskami kapiącymi od żółtego i białego złota. Prawdziwe? Pewności nie ma. I do tego po kątach poupychane śmieci.

Boczne drzwi wyprowadzają mnie na coś, na kształt rynku owocowo-warzywno-mięsnego. No i tu już odpadam. Widok mięsa, kurczaków i ryb sprzedawanych prosto praktycznie z ziemi i oblepionych w tym upale insektami jest oszałamiający a towarzyszący temu zapach wymusza podjęcie jak najszybszej próby opuszczenia tego miejsca 😀 na koniec jeszcze widok larw obtoczonych w czymś i sprzedawanych na liściach palmowych pobudza mnie do podjęcia jednak drogi powrotnej do hotelu.

Jestem w końcu w Azji 😂