Rano jeszcze jeden rzut na most na rzece Kwai, tym razem w świetle dziennym. I lekkie rozczarowanie. Niestety, tak jak w wielu innych ciekawych miejscach, otoczenie tworzą dziesiątki stoisk z tanimi gadżetami, chińskim badziewiem, „pamiątkami” i oczywiście jedzeniem. Uliczki prowadzące do mostu to jeden duży bazar z mniejszymi lub większymi sklepikami. W otoczeniu mostu zarówno na lądzie jak na wodzie masa różnego rodzaju barów i restauracji. Czyli tzw. pełna komercja. Na samym moście pełno turystów wśród których oczywiście przodują Chińczycy i Japończycy. Tych ostatnich, to chyba się nie powinno tutaj wpuszczać. Muzeum „drogi śmierci” zrobiło na mnie zbyt duże wrażenie.

Jedziemy dalej zwiedzać. Przed nami Prowincja Samurai Songkhram. Na początek krótka wizyta na rynku rzecznym, ale tę atrakcję zostawiamy na wieczór.

Przede wszystkim wizyta w King Rama II Memorial Park. Utworzono go w celu uhonorowania Króla Rama II, który został nagrodzony swego czasu przez UNESCO za swój wkład w sztukę i kulturę Tajlandii. Muzeum na terenie parku składa się z czterech budynków zawierających artefakty z wczesnej ery Rattanacosin. Znajdziemy tu meble oraz rzeczy użytkowe pokazujące życie Tajów w tamtych czasach.

Jest tu także mały budynek, który można nazwać Muzeum Cukiernictwa. Pokazane są tu wszystkie rodzaje ciast i deserów jakie serwowano i częściowo dalej się serwuje w Tajlandii.

W kompleksie parkowym znajdziemy także mały ogród botaniczny, gdzie dalej uprawia się rośliny wspominane w tajskiej literaturze.

Urokliwe i ciekawe miejsce z historycznego punktu widzenia.

A teraz prawdziwa atrakcja – Maeklong Railway Market, czyli rynek praktycznie na torach, składany w chwili przejazdu pociągu. Wrażenie niesamowite, kiedy wszystkie stoiska zwijają swoje daszki a pociąg przejeżdża ludziom prawie po palcach 🙂

Po przejeździe pociągu wszystko wraca do normy 🙂

Po tych emocjonujących chwilach jedziemy do miejsca, o którym Kiu mówiła, że to muzeum, a w rezultacie rzeczywistość okazała się być inna. Thai Cat House to miejsce, w którym można za różne kwoty zakupić prawdziwego, rasowego kota. Byłam przekonana, że jedziemy poznać historię ras kotów Tajlandii. Zastałam klatki pełne żywych, faktycznie rasowych kotów, czekających na swego przyszłego właściciela. Widok raczej smutny.

I to ciągle nie koniec dnia. Meldujemy się w hotelu, który tak jak poprzedni, też jest zlokalizowany nad rzeką. Cena już wyższa. W końcu jesteśmy znowu w znanym miejscu. Nocleg 950 THB – też nie majątek, ale jakość trochę gorsza od tego za 450. Oczywiście nie jest źle. Znowu mamy bungalowy.

Godzinna przerwa na odpoczynek i ostatnia atrakcja tego dnia. Drewniana łódź zabiera nas z ośrodka na bazar rzeczny. I to jest już faktycznie frajda 🙂

I tak kończy się trzeci dzień wyprawy w nieznane. Oczywiście nie obywa się bez zwierzątek, bo one zawsze mi jakoś towarzyszą 🙂