Piękna pogoda. Słońce w pełni czyli tylko i wyłącznie plaża. Po drodze drobne zakupy i po 15 minutowym spacerze widzimy morze.
Po drodze dziesiątki zapytań czy nie potrzebujemy tuk tuka albo taxi. Kierowcy są bardzo przyjemni i nie nachalni. Pada zazwyczaj pytanie: taxi Madame? Po krótkim: thank you następuje wymiana uśmiechów i można iść dalej 🙂 Chyba, że trafi się jakiś bardzo sympatyczny, z którym można zamienić parę słów po angielsku a nawet zrobić sobie zdjęcie.
Na Phuket jest bardzo dużo Rosjan i większość sprzedawców czegokolwiek próbuje na widok białej twarzy mówić po rosyjsku. Staramy się przy dłuższych konwersacjach tłumaczyć im, że nie jesteśmy Rosjankami i że przyjechałyśmy z Polski. Dla niektórych jest to chyba całkiem nieznany kraj 🙂
A na plaży witają nas właściele „drobnej przedsiębiorczości” 🙂 Rozpoznają nas już z daleka i mamy u nich specjalny rabat na dwa krzesełka i dwa stoliki. Pozwala to nam po pierwsze siedzieć w cieniu a po drugie nie taplać się w piasku, który jest tu potwornie miałki i wręcz lepi się do ciała. Z radością dali się sfotografować 🙂
Woda dzisiaj to znowu zupa. Trzeba naprawdę odejść daleko od brzegu, żeby podczas pływania odczuć choć trochę chłodu. A na dodatek nadepnęłam dzisiaj niechcący na całkiem sporego kraba, który w odwecie mnie uszczypnął 🙂 Zdaje się, że nie powstrzymałam się od drobnego okrzyku 🙂
Wczoraj było coś dla ciała, dzisiaj coś dla urody:) Pedicure i manicure na plaży 🙂 Żyć nie umierać 🙂
Z plaży schodziłyśmy już prawie przy zachodzie słońca, które tutaj codziennie wschodzi równo o 6.00 rano i zachodzi równo o 18.00. Po całym dniu na plaży i siedzeniu raczej w cieniu, chyba nas dzisiaj znowu przypiekło.
A za oknem hotelowym tutejsza cykada daje koncert i przepowiada znowu trochę deszczu. Wydaje zupełnie inny dżwięk niż znany mi z Chorwacji i potwornie hałasuje 🙂